Na widocznym przed schodami fragmencie placu miało miejsce na początku lat 60 dziwne zdarzenie. Któregoś późnojesiennego wieczoru zgromadziła się tu duża grupa młodych mężczyzn, która została brutalnie rozpędzona wspólnymi siłami MO i WSW. Pisała o tym " Gazeta Robotnicza", tradycyjnie mętnie i bez szczegółów. Młodzież nazwano " liczną grupą chuliganów", a akcję przedstawiono jako wzorowe współdziałanie sił milicyjnych z wojskowymi. Ja i moja siostra byliśmy przypadkowymi i niemymi świadkami tego zdarzenia, zmierzając od dziadków mieszkających na Hubach do naszego domu przy ul. Pułaskiego. Wycofaliśmy się przezornie w stronę Hub, do domu dostawszy się przez teren PSK " Hartwig", o dziwo przez nikogo nie niepokojeni. Ojciec twierdził, że była to prowokacja milicyjna mająca na celu złagodzenie napiętych stosunków między wojskiem i milicją po słynnym incydencie wrocławskim, w którym wskutek interwencji milicji zginął pod kołami tramwaju żołnierz, a będący z nim oficer zastrzelił na miejscu milicjanta- sprawcę wypadku.