MENU
Ogródek piwny przy restauracji ,,Relaks" (ul. Na Niskich Łąkach, budynek nr 7), przy kąpielisku ,,Oławka". Obecnie jest tam ośrodek szkolenia psów. Za murem, po drugiej stronie ulicy Na Niskich Łąkach, widać topole okalające stadion ,,Polonii".

Dodał: Waclaw Grabkowski° - Data: 2009-09-08 13:57:54 - Odsłon: 6010
Rok 1974


  • /foto/90/90163m.jpg
    1980
  • /foto/90/90165m.jpg
    1984
  • /foto/90/90164m.jpg
    2000
  • /foto/104/104722m.jpg
    2006
  • /foto/338/338277m.jpg
    2010

Waclaw Grabkowski°

Poprzednie: Piwiarnia Victora Dresslera Strona Główna Następne: 2009 - Wyburzanie cukrowni


Waclaw Grabkowski | 2009-09-08 14:02:17
Piwo pojawiało się tam sporadycznie i było ,,chrzczone" wodą. W godzinach przedpołudniowych patrole MO legitymowały klientów w celu sprawdzenia dlaczego nie są w pracy. Po piwo stało się 2 godz. Żołnierze dostawali bez kolejki. Do schabowego z ziemniakami serwowano 2 piwa bez stania w kolejce. 22 lipca każdego roku (amnestia) lepiej należało pozostać w domu.
tadpole | 2023-01-04 19:00:14
Wtedy jeszcze "podawano".
wito | 2009-09-08 17:57:32
"Latający z kuflami" ?
Jd. | 2009-09-08 19:51:09
Kraina latających kufli, kufloteka albo po prostu kuflownia;)
Waclaw Grabkowski | 2009-09-08 19:49:46
Wito, czy to tytuł jakiejś prozy? Kufle tam nie latały, to jakieś wymysły młodych jajogłowych przy biurku, za to toczyły się tam prawdziwe rozmowy i powstawały fantastyczne pomysły na Polskę. Jedno z moich opowiadań właśnie tam się toczy, a to literackie miejsce nazałem ,,Sputnik". Jak się kończyło piwo, ferajna szła do ,,Kosmosu" na Traugutta :)
Waclaw Grabkowski | 2009-09-08 20:13:36
Jd." - jąkasz się na widok kolesi co się ścierali z prawdziwym życiem? :)
wito | 2009-09-08 23:37:27
Waclaw Grabkowski°-wspomniałeś Wasze o 22 lipca i zazwyczaj "piwialnie" były grożne, więc latały kufle czy nie ?
Waclaw Grabkowski | 2009-09-09 08:31:47
Drogi i przenikliwy Wito, nie można iść w uproszczenia, bo to prowadzi do powielania stereotypów. Wiadomo, że tylko kobiety i skrzywdzeni poeci w chwili zdenerwowania rzucają przedmiotami, zaś prawdziwi mężczyźni biją się na pięści. W ,,Relaxie" dochodziło do starć, jeden piwosz nawet wyleciał przez szybę, ale żaden kufel nie ,,latał". Ja tam stoczyłem jedną walkę, ale ten serwer nie jest po to aby się lansować, więc odsyłam do poczytania mojego zbioru opowiadań. Wiadomo, że pijacy nie mają potencjału, ale taka fota jest przecież dopełnieniem naszej wrocławskiej rzeczywistości, zwłaszcza, że ogródki piwne i kawiarnie sprzyjają rozwijaniu osobowości, co wiedzą od wieków Włosi, Hiszpanie, Francuzi. Pozdrawiam!
tadpole | 2009-11-16 20:49:34
Skad ta teoria "rozwoju osobowosci" ?
B.Olczyk | 2009-11-15 23:14:53
Bar Relaks postawiono na miejscu prowizorycznego, przedwojennego baraczku spożywczego. W początkowej fazie był bardzo popularny, szczególnie wśród plażowiczów w okresie letnim, jako "źródło aprowizacyjne". Dopiero z czasem przeobraził się, jak większość tego typu lokali w całej Polsce w coś niesympatycznego.
micmac | 2014-01-18 11:54:06
O trójkącie był kiedyś ciekawy artykół w newsweeku. Pisali tam m.in o barze relaks, w którym pracował mój sąsiad i znajomy rodziców z Komuny Paryskiej Pan Leon Brokos. Zamieszczam wycinek z artykułu opisujący zwyczaje panujące w tej ekskluzywnej knajpce wklejam też link do całego artykułu: Na początku lat 80. Leon Brokos prowadził w Trójkącie bar Relaks. Przetarg na prowadzenie baru wygrał bez problemu – nie miał konkurentów. Poprzedni właściciel zrezygnował, bo klienci nabrali dość niewygodnego dla niego zwyczaju: po wejściu do baru sprzedawali mu blachę, czyli klepali mocno w czoło, wchodzili za bar i obsługiwali się sami. Oczywiście za darmo, co na dłuższą metę okazało się nie do przyjęcia. Brokos od pierwszego dnia trzymał pod barem trzonek od łopaty. Ale nigdy go nie użył. Chłopaków z Trójkąta traktował grzecznie, zwracał się do nich per pan i nigdy nie złożył skargi na milicji. – Można było komuś obić mordę albo, jeśli był za mocny, zgłosić zapotrzebowanie i obił mu ją ktoś inny. Takie zachowanie było dopuszczalne. Donoszenie na milicję było wbrew wszelkim zasadom – mówi. Brokos przestrzegał zasad Trójkąta, w barze Trójkąt przestrzegał jego zasad. Były dwie. Pierwsza: nie wolno pić w barze niczego poza piwem. I druga: bić się można wyłącznie poza barem. Więc kiedy sprawy przybierały zły obrót, goście wytaczali się przed bar, gdzie niepodzielnie rządziła babcia klozetowa. Babcię klozetową Brokos odziedziczył wraz z barem. Była głuchoniema, miała maleńkiego pieska i Brokos na początku intensywnie kombinował, jak się pozbyć kłopotu. Szybko zrozumiał, że babcia to nie kłopot, lecz skarb. Okazało się, że jej córka jest kobietą Diabła – najmocniejszego człowieka w Trójkącie. – Kiedy bójka przed barem niebezpiecznie się rozwijała, babcia łapała za szczotkę i waliła nią wszystkich po grzbietach. Ona studziła zapał od góry, od dołu studził pies, który gryzł po łydkach jak opętany. Byli nad podziw skuteczni – opowiada. Pięści rozstrzygały większość spraw i wątpliwości w Trójkącie. Ale nie zawsze. Czasami trzeba było ruszyć głową. Jak wtedy, gdy z baru zaczęły ginąć kufle. Jak wiadomo, na początku lat 80. kufle były na wagę złota. Dlatego trzeba było za nie płacić kaucję. Brokos brał 50 złotych, kilka razy więcej niż za samo piwo, więc o kufle był spokojny. Przy takiej kaucji wszyscy dbali o nie jak o własną matkę. Z tym większym zdziwieniem stwierdził pewnego dnia, że kufli zaczęło ubywać. Przestał się dziwić, gdy dowiedział się, że w pobliskiej Astorii kaucja była wyższa o pięć złotych. Ludzie z Trójkąta, którzy szybko zwęszyli interes, piwo pili w Relaksie, ale kufle oddawali w Astorii. – Podniosłem kaucję na 60 złotych i po dwóch dniach zasypali mnie kuflami z Astorii – wspomina Brokos. – Dopiero gdy wspólnie z właścicielem restauracji ustaliliśmy jednakową wysokość kaucji, kufle przestały krążyć.
micmac | 2014-01-18 11:55:38
Ale wstyd. Taki błąd w pierwzym zdaniu :( Szkoda że nie da się poprawić
Virzzz | 2014-01-18 11:59:48
Zdarza się :) Dodaj skorygowany komentarz ponownie a wtedy ten pierwszy usunie się :)
Waclaw Grabkowski | 2014-01-18 13:16:45
Micmac – nie przejmuj się błędem. Pomyłki zdarzają się nawet profesorom. Pokazałeś nam coś bardzo istotnego, o pewnych rzeczach i ja dotąd nie wiedziałem. Przy okazji chciałbym przytoczyć tu pewne wspomnienie. Ja chadzałem do Relaksu w latach 70. XX w. wtedy przy wychodku stacjonował sympatyczny gość z plamką w oku. Poza tym pamiętam jedno wydarzenie z dnia 22 lipca, kiedy to, jak co roku, wchodziła w życie amnestia dla więźniów. Pewien amnestionowany podniósł żelazny stolik i zamierzył się na mego brata. Tak bez powodu. Trzeba sobie wyobrazić ile waży taki stolik połączony z trzema siedziskami (vide zdjęcie). Trzymał jakiś czas ten stolik na swoją głową i czekał aż damy nogę. Nie odstąpiliśmy, było nas trzech.
PP | 2014-01-18 18:52:12
To może i ja coś do Relaksowej antologii dorzucę.
Bar Relaks dbał zimą o specjalną klientelę. Pewien pan, nazwijmy go Waldek dbał o swe wrażliwe gardło i miał upodobanie zamawiać w porze zimowej piwo grzane. Kiedy, jak zwykle po lekcjach w pobliskiej IV, zachodzili do baru już od progu wiadomym było, że Waldek złoży zamówienie specjalne. Na takie zamówienie należało poczekać i kiedy towarzystwo z lubością opróżniało pierwszy kufel "kontrolny" Waldek cierpliwie oczekiwał by przy drugiej kolejce już i on mógł uczciwie trącić się kufelkiem. Zdarzył się jednak dzień przełomowy, zimny niemożebnie. Wiadomym jest nie od dziś, że jak idzie na mróz to pić się chce sakramencko. Zewsząd, pojedynczo i grupkami nadciągali spragnieni. Na dworze stać było niepodobieństwem, więc ciżba zrobiła się przeokrutna, a wrzask i zaduch zapowiadały mające nastąpić niezwykłości. Dzień ten, jak się okazało, był kresem upodobań Waldka do grzanego piwa. Stało się to za przyczyną wszechpanującego ścisku wściekłego. Barman zajęty tymczasem zbieraniem pustych kufli po sali (w epoce przedkaucyjnej) dojrzał wreszcie nerwowo przełykającego gęstą ślinę Waldka, którego powitał słowami - dla pana grzane, jak zwykle. Waldek skwapliwie potaknął, a barman z naręczami kufli, mijając go zgrabnie przeniknął za kotarkę "na zaplecze kuchenne". Naraz tumult jakowyś się zrobił i Waldek siłą nieczystą wepchnięty, znalazł się również w pomieszczeniu pracowniczym, czyli za kotarką. Tam doznał wstrząsu iluminacji i poczuł się jak Adam nadgryzający jabłko zerwane z Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego. Dobrą wiadomością było to, że jego grzane piwo właśnie było przygotowywane, natomiast złą wiadomością okazało się, że jego grzane piwo było kompozycją piwnych zlewek z przed chwilą zebranych kufli, które barman z zawodową rutyną i spokojem, opróżniał do ogromnego aluminiowego sagana stojącego na, ufajdanej na brąz jednopalnikowej kuchence. Nie mogąc uwierzyć własnym oczom stał skamieniały i dopiero, jeden z kolegów zauważywszy brak towarzysza uchylił pełniącą rolę kotary szmatę i potrząsnąwszy panem W. wyrwał go z kataleptycznego stuporu. Koledzy zauważyli niezwykłą przemianę Waldemara i choć nie znając jej przyczyny, z aprobatą usłyszeli jak pan W. ze stężałą twarzą, głuchym głosem odwołał zamówienie każąc sobie wydać normalne, lane kuflowe, kończąc tym samym z wielkopańskimi fanaberiami.
Waclaw Grabkowski | 2014-01-18 19:27:27
He, he! Dorzucę coś w temacie. Pewien gościu miał zegarek marki Atlantic i chwalił się spuszczając go do kufla z piwem. Był naprawdę piwoszczelny, ale zaprawiał napój wielorakim paskudztwem pochodzącym z nadgarstka gościa :)
Klo | 2023-01-03 22:11:57
śp Rysiek ksywa "Ryjo" z Pradzka dygał 20 kufli w gardło no problem