Jesteś niezalogowany
NOWE KONTO

Polski Deutsch

      Zapomniałem hasło/login


ä ß ö ü ą ę ś ć ł ń ó ż ź
Nie znaleziono żadnego obiektu
opcje zaawansowane
Wyczyść




Zdjęcia niezidentyfikowane (Wrocław), Wrocław
pavelo: Całkiem możliwe, że ten napis to Heringe. Byłoby dobrze, jakby tak jeszcze sprawdził kol. pietrzepawle w adressbuchach z 1911 lub 1912, czy faktycznie wcześniej też handlowano tam rybami. Jakoś ciężko mi znaleźć inne podobnie wyglądające skrzyżowanie...
Budynek nr 1-9, ul. Chachaja Władysława, Wrocław
Zdzisław K.: W tle osiedle Nowy Oporów.
Brama Cesarska, Wrocław
Irena Wolanin: Dzięki.
Nastawnia, Wrocław
Popski: Założyłem obiekt.
pl. Wróblewskiego Walerego, gen., Wrocław
Mmaciek: Obiekt dla słupa był założony w innym obiekcie ze słupem (stąd ul. Rydygiera). Wyprostowałem.

Ostatnio dodane
znaczniki do mapy

Iras (Legzol)
Hellrid
Hellrid
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Alistair
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Alistair
Alistair
Alistair
MacGyver_74
Sendu
Parsley
Sendu
Rob G.
Rob G.

Ostatnio wyszukiwane hasła


 
 
 
 
Strzegom 1945
Autor: elias°, Data dodania: 2010-02-27 13:03:16, Aktualizacja: 2010-02-27 13:03:16, Odsłon: 23714

Rozpowszechniane przez AK podczas II wojny światowej hasło „Deutschland liegt an allen Fronten” („Niemcy leżą na wszystkich frontach”), idealnie pasowało do sytuacji, jaka zapanowała w Europie w pierwszej połowie 1945 r. Zdarzały się jednak przypadki, że wojskom III Rzeszy udawało się odzyskać na froncie inicjatywę. Przykładem tego są walki o Strzegom w lutym i marcu 1945 r.

Przeprowadzona w styczniu 1945 r. ofensywa wiślańsko-odrzańska Armii Czerwonej rzuciła stacjonujące na terenie Polski oddziały niemieckie na kolana. W rękach Sowietów znalazły się takie miasta jak Kielce, Kraków i, niemal doszczętnie zniszczona w wyniku Powstania, Warszawa. Kolejnymi ważnymi kierunkami działań miały być w następnych miesiącach 1945 r. przede wszystkim Berlin, Pomorze wraz z Gdańskiem i Kołobrzegiem, a na południu Morawska Ostrawa, Górny Śląsk, Łużyce oraz Dolny Śląsk. Na tym ostatnim obszarze bronić się miała niemiecka Grupa Armii „Środek”, złożona z kilkudziesięciu dywizji, którymi dowodził generał, a następnie feldmarszałek, Ferdinand Schörner.
8 lutego 1945 r. rozpoczęła się operacja dolnośląska, przeprowadzona głównie siłami I Frontu Ukraińskiego marszałka Iwana Koniewa. Stosunkowo łatwo oddziały sowieckie przełamały pozycje niemieckie pod Ścinawą i tego samego dnia znalazły się w rejonie Lubina, Chocianowa i Legnicy, którą jednostki 3. APGw (Armii Pancernej Gwardii) zajęły już 9 lutego. Pomimo prób podjęcia kontrnatarcia Sowieci z każdym kolejnym dniem zdobywali następne miejscowości Dolnego Śląska. 11 lutego w ich rękach znalazły się Kąty Wrocławskie i Kostomłoty, trwały też ciężkie walki w rejonie Lwówka Śląskiego, jednak impet natarcia wyraźnie zmalał. Zarysowywała się też próba wyprowadzenia przez Niemców silnego uderzenia w kierunku Wrocławia z rejonu Świdnicy i Strzegomia. W związku z tym dowództwo sowieckie podjęło decyzję o zmianie kierunku działań części swoich sił i 12 lutego skierowało 9. Korpus Zmechanizowany Gwardii (z 3. APGw) na południowy wschód w celu uderzenia na Wałbrzych i Świdnicę. Tego samego dnia z marszu zajęty został Jawor, a następnie Goczałków, na którego terenie znajdowały się niemieckie składy amunicji. 13 lutego Sowieci uderzyli na Strzegom i w nocy z 13 na 14 lutego 1945 r. po raz pierwszy zamknęli pierścień okrążenia wokół Festung Breslau.

Oczyma „wyzwolonej”

Z uwagi na to, że manewr sowiecki mocno zaskoczył Niemców, nie zdołali oni w odpowiedni sposób zabezpieczyć samego Strzegomia i przygotować go do walk. Nie było też mowy o ewakuacji mieszkańców. Jednostki niemieckie wchodzące w skład 17. Armii z marszu zostały wyparte z miasta przez oddziały sowieckie z 273. Dywizji Piechoty (ze składu 6. Armii) oraz 70. Brygady Zmechanizowanej Gwardii i 91. Samodzielnej Brygady Pancernej Gwardii (z 3. APGw). Nastroje panujące wówczas w Strzegomiu można prześledzić przytaczając pochodzące ze stycznia i lutego 1945 r. zapiski z dziennika przebywającej tam wówczas Niemki, Helene Plüschke (ur. 1908 r.):
25 stycznia 1945. Około dziesiątej samochód z megafonem przejeżdża naszą ulicą. Wzywa do prac przy umocnieniach. Punkt zborny przy urzędzie zatrudnienia. Chwytam nową łopatę i ruszam, mając nadzieję, że niebawem wrócę. Przenikliwe zimno, zawierucha. Jednak wracać będę bardzo późno. [...]
8 lutego 1945. Przybywają uciekinierzy z powiatu Neumarkt [Środa Śląska]. Przynoszą kolejne wieści, opowiadają potworności o Rosjanach i że front już niedaleko. Po południu przed ratuszem zbiera się tłum kobiet i mężczyzn. Domagają się decyzji o ewakuacji. [...]
10 lutego 1945. Od dziesiątej mieszkańcy i uciekinierzy [ze wschodu] gromadzą się na rynku i chcą się dowiedzieć, co się dzieje. Kierownictwo partii twierdzi, że niebezpieczeństwa nie ma. Spotykam uciekinierów z Gäbersdorfu [Udanina], opowiadają o potwornych wyczynach Rosjan. A Gäbersdorf leży tylko 8 kilometrów stąd.
11 lutego 1945. [...] Znowu w domu. Zaczyna się. Pierwsze rosyjskie naloty na miasto. Niedaleko od nas, przy Jauerstraße i Bahnhofstraße spadają bomby. W popłochu, tak jak stoimy, zbiegamy do schronu. Siedzimy tam jakąś godzinę. W schronie jest radio i słuchamy wiadomości: „10 lutego w godzinach wieczornych Liegnitz [Legnica] po zaciętych walkach dostało się w ręce wroga”. Po wyjściu ze schronu słyszymy megafon: „Ewakuacja Striegau zaczyna się 13 lutego o ósmej rano!”. [...] Ewakuacja ma objąć tylko mieszkańców Striegau, a około 30 tysięcy przebywających w mieście uciekinierów – nie!
12 lutego 1945. [...] Uzbrojeni esesmani opróżniają dom partii, wyposażenie ładuje się na wojskowe samochody. Ale żeby odjechać, muszą – grożąc bronią – torować sobie drogę. Partyjni notable wyjeżdżają. O dwunastej znowu krąży samochód. Przez megafon wzywa się wszystkich zdolnych do marszu mieszkańców, by pieszo opuścili miasto. [...]
13 lutego 1945. [...] O 6.30 w mieście potężny wybuch. Huk dobiega z południa. Niemieccy saperzy wysadzają dwa ważne wiadukty nad szosą. Linia kolejowa uszkodzona. [...] Ludność ma odciętą drogę ucieczki w stronę gór. Dokładnie o 7 zaczyna się. Rosjanie przypuszczają szturm, strzelają działa, grają „organy Stalina” [katiusze], których wszyscy się tak boją. Bomby lotnicze spadają na dworzec, połączenie kolejowe przerwane. [...] Tkwimy w ciemnym schronie, stłoczeni jeden obok drugiego. [...] Jest już około południa, kiedy spostrzegam rosyjskich żołnierzy, jak biegną wzdłuż domów po prawej i po lewej na Pilgramhainer Straße. Przeczesują miasto. Nagle na niebie pojawiają się niemieckie samoloty, nisko, tuż nad dachami. Rzucają bomby na miasto zapchane ludźmi. Pociski padają na pobliskie domy. [...] Noc zdaje się nie mieć końca. Cały czas słychać ostrzał. Z czyjej strony nie wiadomo. [...]
14 lutego 1945. [...] Około szóstej tupot ciężkich butów na piwnicznych schodach, gardłowe okrzyki i łomot do drzwi. Ktoś otwiera je kopniakiem i stoimy w snopie światła kieszonkowych latarek. Strzał z karabinu i komenda: „Deutsche raus!”. Dorośli przerażeni, dzieci krzyczą i tak wypadamy ze schronu na podwórze. Wszyscy muszą położyć się w zimny śnieg. Już nigdy nie zapomnę dotknięcia lufy karabinu na twarzy. I jak wstaję na rozkaz: „Frau, komm!”. Rozwierają się przede mną bramy piekieł. [...]
Przez kolejne kilka dni Helene Plüschke dzieliła los innych traktowanych jako „zdobycz wojenną” niemieckich kobiet. Była wielokrotnie gwałcona, ocaliła jednak od podobnego losu swoją 11 letnią córkę (opiekując się jednocześnie pozostałą czwórką swoich dzieci), widziała też jak miasto, w którym mieszkała, zamienia się w ruinę wysadzane i podpalane przez żołnierzy Armii Czerwonej, ale też obracane w gruzy przez niemiecki ostrzał artyleryjski. Dopiero 20 lutego rosyjski komendant rezydujący w Strzegomia wydał rozkaz o usunięciu cywilów z miasta, na którego przedpolach 13 lutego 1945 r. zatrzymał się front.

Odbicie Strzegomia

Z początkiem marca 1945 r. wojska niemieckie postanowiły raz jeszcze przejść do natarcia w rejonie Lubania i Strzegomia. Operacja wiązała się z potrzebą odzyskania i zabezpieczenia strategicznej linii kolejowej biegnącej z terenów Górnego Śląska w kierunku Łużyc oraz odsunięcia frontu od ważnego węzła kolejowego, jakim była bez wątpienia Jaworzyna Śląska. Uderzenie na Strzegom miały przeprowadzić jednostki niemieckiej 208. Dywizji Piechoty gen. Hansa Pieckenbrocka, a najważniejsze zadanie opanowania miasta przypadło 337. pg (pułkowi grenadierów) ppłk. Horsta Albinusa. W nocy z 5 na 6 marca 1945 r. pozycje 337. pg zajmowane przez tą jednostkę na odcinku Międzyrzecze – Żarów, zostały obsadzona 80. pułkiem grenadierów SS mjr. Rudolfa Schöna z 31. Ochotniczej Dywizji Grenadierów SS, natomiast żołnierzy ppłk. Albinusa wycofano na tyły w celu uzupełnienia wyposażenia i przygotowania do walki. Uderzenie na pozycje sowieckie nastąpiło nad ranem 9 marca od strony Góry Krzyżowej, bez uprzedniego przygotowania artyleryjskiego. Saperzy wykonali uprzednio przejścia w ustawionych przez Rosjan zaporach minowych, przez które o godzinie 3.45 ruszyły I. i II. batalion 337. pg oraz 208. batalion fizylierów (również wchodzący w skład 208. DP). Największy opór napotkał I. batalion, który z pozycji wyjściowych na Górze Krzyżowej nacierał na kierunku południowo-wschodnim, bezpośrednio na centrum Strzegomia. Z kolei II. batalion prawie bez żadnych przeszkód przeciął linię frontu, dotarł do Wzgórz Jaroszowskich, a następnie na przedpola Jaroszowa. Nie opanował jednak tej miejscowości i przyjął pozycje obronne na północno-wschodnich stokach Wzgórz Jaroszowskich. Także 208. batalion, atakujący między dwoma oddziałami 337. pg, wbił się głęboko na tyły sowieckie i uderzając od północy na Morawę, wyparł stamtąd jednostki Armii Czerwonej. W ten sposób utworzył front obronny łączący pozycje II. batalionu ze stanowiskami 80. pg SS.
Także uderzający na lewo od 337. pułku, 309. pg szybko opanował linię wzgórz (Skalnik, Góra Zwycięstwa, Kocia) leżących między Graniczną i Bartoszówkiem, przyjmując tam ugrupowanie obronne. W tym samym czasie w samym Strzegomiu, który był już wówczas okrążony trwały uporczywe walki uliczne. Poza I. batalionem 337 pg brał w nich udział uderzający od południa 208. batalion pionierów. W godzinach popołudniowych rozpoczęły się też kontrataki sowieckie z rejonu Jaroszowa. Sytuacja stawała się bardzo groźna, dlatego też 10 marca 1945 r. do walk o Strzegom rzucony został pozostający dotąd w rezerwie 338. pg, natomiast I. batalionem 337. pułku wzmocniono rejon Wzgórz Jaroszowskich. Sowieci przez kolejne dwa dni (10-11 marca 1945 r.) kontynuowali ostrzał artyleryjski niemieckich pozycji, przypuszczali też kontrnatarcia mające na celu odbicie Strzegomia i pomoc uwięzionym w mieście towarzyszom. Nie doczekawszy się tego wsparcia w nocy z 11 na 12 marca okrążona załoga sowiecka (żołnierze z jednostek wchodzących w skład 34. Korpusu Gwardii 5. Armii Gwardii) postanowiła przebić się z miasta zarówno na kierunku północnym (na Goczałków), jak i na północno-wschodnim (na Jaroszów). Manewr ten powiódł się tylko połowicznie, gdyż został przez Niemców odkryty, i dlatego okupiony był też sporymi stratami.
Pomimo utraty Strzegomia i wycofania się jego sowieckiej załogi, Armia Czerwona w dalszym ciągu próbowała odzyskać miasto. Przez cały dzień 13 marca trwały ciężkie walki w rejonie Wzgórz Jaroszowskich, podczas których pozycje wielokrotnie przechodziły z rąk do rąk. Pod wieczór Niemcy utrzymywali jedynie rejon kamieniołomów położonych na skraju Wzgórz i w każdej chwili mogli zostać wyparci do Strzegomia, zwłaszcza, że Sowieci angażowali do walki także ciężką artylerię i sprzęt pancerny. Nad ranem 14 marca udało się Niemcom odzyskać całe Wzgórza, odbierając tym samym Sowietom doskonałe miejsce do wyprowadzenia natarcia na Strzegom.
Mimo to około południa 14 marca 1945 r. ruszyło na miasto silne uderzenie sowieckie, tym razem z kierunku północnego – wzdłuż szosy i linii kolejowej biegnącej do Strzegomia północno-zachodnimi stokami Wzgórz Jaroszowskich. Sowiecka piechota szybko przełamała niemieckie pozycje w rejonie Bartoszówka, a następnie rozwinęła się do natarcia na miasto. Był to moment krytyczny bitwy, który mógł doprowadzić do tego, że Niemcy musieliby w obawie przed okrążeniem wycofać się ze Wzgórz Jaroszowskich i pospiesznie szykować linie obrony w samym Strzegomiu. Sytuacje obrońców pogarszał jeszcze fakt, że nad walczącymi pojawiły się sowieckie samoloty szturmowe. Zamiast jednak wesprzeć natarcie otworzyły one ogień do własnej piechoty, którą lotnicy przez pomyłkę uznali za Niemców. Zmieniło to zupełnie sytuację i doprowadziło do załamania się ataku, który został w godzinach popołudniowych ostatecznie odparty. 15 marca 1945 r. front ponownie zamarł, a w ruinach zniszczonego w 60 % Strzegomia rządzili Niemcy.

Pancerny akord

Po walkach w marcu 1945 r. linia frontu w tym rejonie ustabilizowała się biegnąc od Rogoźnicy, przez Wzgórza Jaroszowskie, Morawę, aż po Łażany. Jeszcze 5 maja 1945 r. oddziały niemieckie próbowały siłami 100. Dywizji Strzelców oraz 8 dział samobieżnych z tzw. SS „Kampfstaffel Dirks” (pozostałością SS-Pz.Abt. 18 – pancernego związku 18. Ochotniczej Dywizja Grenadierów Pancernych SS „Horst Wessel”) przełamać front w rejonie Sobótki, jednak operacja ta zakończyła się niepowodzeniem. W nocy z 5 na 6 maja rozpoczął się odwrót wojsk niemieckich na wszystkich odcinkach frontu 17. Armii. Także w Strzegomiu pozostały jedynie tylne straże mające opóźniać wkraczające do niego jednostki sowieckie.
Jednym z czerwonoarmistów, którzy po raz drugi zajmowali Strzegom był por. artylerii (z 9. pułku artylerii 72. Dywizji Piechoty) – Evgenii D. Moniushko, biorący wcześniej udział w walkach w rejonie Grodkowa i Sobótki. Pisał on: Przeszliśmy obok wioski Grunau [Przyłęgów], która była po naszej lewej i przekroczyliśmy rzekę Strzegomkę. [...] Na prawej flance, z północnego krańca miasta Strzegomia, strzelało małokalibrowe działo. [...] spędziliśmy ponad dwie godziny szukając pola bitwy w sektorze wyznaczonym dla batalionu, ale nie było śladu po batalionie piechoty, który mieliśmy wspierać. [...] Wiedząc, że strzelcy nie zawsze restrykcyjnie trzymają się wyznaczonego im sektora, postanowiliśmy ruszyć na prawo i wejść do Strzegomia. [...] Okazało się, że wkroczyliśmy do miasta nie od tej strony, od której mieliśmy. Wręcz odwrotnie, spenetrowaliśmy bowiem miasto od drugiej [południowo-wschodniej] strony. Walk w mieście właściwie nie było i z 6 na 7 maja 1945 r. Strzegom ponownie trafił w ręce Armii Czerwonej, a czołówki 21. Armii znalazły się rejonie położonych na południe od niego Stanowic. O świcie 7 maja oddziały te wyruszyły w dalszą drogę w kierunku Świebodzic i Wałbrzycha, depcząc po piętach m.in. 337. pułkowi grenadierów, który właśnie 7 maja wycofywał się ze Świebodzic w kierunku Wałbrzycha i z szosy w rejonie Książa jego żołnierze widzieli jak na dłoni całe Przedgórze Sudeckie oraz przesuwające się od strony Strzegomia jednostki sowieckie. Jak zapisał w książce „Walka o Śląsk 1944-1945” Hans von Ahlfen : Naraz, patrząc ze wzgórza tuż przy południowych krańcach Świebodzic na rozległą Nizinę Śląską, z lasów i miejscowości wylały się nieprzyjacielskie czołgi i piechota. Ale znajdujące się na korzystnej pozycji ogniowej na przełęczy świebodzickiej działa szturmowe tylko na to czekały. Jak określił to obserwujący całą sytuację dowódca pułku, [pod]pułkownik Albinus, widok płonących nieprzyjacielskich czołgów – a mogło ich być od 10 do 15 – przyniósł satysfakcje. Cios ten wystarczył nieprzyjacielowi. Słaby ogień jego czołgów nie wyrządził żadnych szkód, artyleria nie strzelała, nie przeszkadzały również samoloty [...].
Co ciekawe o tym samym wydarzeniu wspomina także w swoich wspomnieniach por. Moniushko; Było to następnego dnia [7 maja 1945 r.], kiedy znajdując się na południowym skraju lasu Vorst Nonnen Busch, około 3 kilometrów na północ od Świebodzic, byliśmy świadkami i w pewnym sensie uczestnikami ostatniej prawdziwej walki. [...] Kiedy piechota i wraz z nią nasi artylerzyści osiągnęli skraj lasu, wprost na nas ruszyła z północnych krańców Świebodzic formacja niemieckich dział samobieżnych. [...] Linia ta składa się z nie mniej niż 10 dział na przestrzeni około 1 kilometra. [...] Rozkazaliśmy baterii haubic Małyszewa otworzyć ogień, a artylerzyści bezzwłocznie przestawili swoje działa do strzelania na wprost. Przerażająco jasne było jednak to, że działa samobieżne „Frycy” dotrą tutaj wcześniej. [...] Wydawało się, że będzie całkiem gorąco. I wtedy nagle z lasu [...] wyjechała grupa naszych SU-152 i rozwinęła się w podobną [do Niemców] linię. Po kilku minutach rozpoczęła się rzeźnia. 6-calowe pociski z naszych dział dosłownie rozbijały „pudełka” „Fryców” na kawałki, podczas gdy ich ogień mógł zaledwie zarysować przedni pancerz SU-152. Ta ostatnia desperacka próba obrony przez „Frycy” Świebodzic zakończyła się dziesięcioma dymiącymi wrakami na polu bitwy.
Bez wątpienia na przedpolu Świebodzic 7 maja 1945 r. miała miejsce jedna z ostatnich potyczek pancernych na Dolnym Śląsku. Jaki był jednak jej ostateczny bilans i który z dwóch, przejaskrawionych z całą pewnością opisów, bliższy jest prawdzie? Częściową odpowiedź na to pytanie można odnaleźć śledząc majowy szlak bojowy przebywającej od kwietnia 1945 r. w Świdnicy wspomnianej już SS „Kampfstaffel Dirks”, złożonej z ośmiu dział samobieżnych StuG III Ausf. G. 7 maja wycofywały się one wraz z 100. Dywizją Strzelców ze Świdnicy w kierunku Dobromierza i to właśnie one wzięły udział w walce na przedpolach Świebodzic. Straty nie mogły być tam jednak tak duże, jak zanotował Moniushko, gdyż cztery z ośmiu dział dotarły 8 maja do miejscowości Vrchlabí (niem. Hohenelbe) na terenie Czechosłowacji. Tam droga była już nieprzejezdna, pojazdy porzucono, natomiast ich załogi na własną rękę próbowały dostać się do jednostek amerykańskich w rejonie Pilzna.
Dokładnie tego samego dnia, 8 maja 1945 r., żołnierze sowieckiej 21. Armii świętowali w zajętym przez siebie Wałbrzychu ogłoszenie przez III Rzeszę kapitulacji...

Dawid Golik, luty 2010

Bibliografia selektywna:
H. von Ahlfen, Der Kampf um Schlesien 1944-1945, Stuttgart 1993 (wydanie polskie: H. von Ahlfen, Walka o Śląsk 1944-1945, Wrocław 2009)
B. Dolata, Wyzwolenie Dolnego Śląska w 1945 roku, Wrocław 1985
W. Fleischer, Das letzte Jahr des Deutschen Heeres 1944-1945, Wölfersheim 1997
R. Majewski, Dolny Śląsk 1945. Wyzwolenie, Warszawa-Wrocław 1982
E. D. Moniushko, From Leningrad to Hungary.Notes of a Red Army soldier, 1941-1946, Londyn-Nowy Jork 2005
H. Plüschke, Dziennik śląski, „Karta” nr 57/2008

/ /
/ / /
moose | 2010-07-27 09:43:52
Świetny artykuł !!!
moose | 2010-07-27 14:16:20
Temat odbicia Strzegomia jest mało znany - bardzo mnie zainteresowała ta potyczka pod Świebodzicami. W internecie jest mało relacji z tych dni, ale ta jest naprawdę wstrząsająca: - cieszmy się zatem że mamy czystą wodę w kranach i nie świszczą nam kule nad głową, gdy idziemy do sklepu. Jedna relacja Heleny Plüschke, Dziennik Śląski, „Karta”, nr 57/2009 16 lutego Około dziewiątej grożą nam bronią i wypędzają z domu. Trwogą napełnia sam widok żołnierzy wymachujących karabinami i włamujących się do piwnic i mieszkań. W pośpiechu pakujemy najpotrzebniejsze rzeczy. [...] Każde dziecko wpycha do poszewki na poduszkę trochę odzieży. Nic więcej. Margot zabiera resztkę chleba i kiełbasy. Ja zgarniam dwa koce, chowam niezbędne dokumenty. Pospiesznie opuszczamy mieszkanie. Z pięciorgiem dzieci nie jest to wcale proste. Chłopcy wszystko traktują trochę jak zabawę. Na podwórzu stoi mały wózek drabiniasty. [...] W drogę! Ale dokąd? Rozkaz brzmiał: „Opuścić miasto!”. Zmierzamy Jauerstraße w kierunku Gutschdorfu [Goczałkowa]. Dzieci siedzą na podskakującym wózku i śmieją się wesoło, pierwszy szok już minął. Pani Kirsch potrząsa głową: „Czasem naprawdę przydałoby się mieć taką krótką pamięć!” — mówi, przyglądając się maluchom. Kilka przecznic dalej odsłania się rozmiar zniszczeń ostatnich dni. Domy spalone do fundamentów, fasady z pustymi otworami okien, z których snuje się dym. Przez Ziganstraße nie ma przejścia, na Bismarkstraße drogę zagradza wielki lej po bombie. Wszędzie w panicznym popłochu pędzą jacyś ludzie, potykają się o leżące na ziemi nieruchome ciała; to głównie kobiety i dzieci, martwe, spalone. Margot, moja najstarsza, pojmuje już trochę, co się dzieje i pojękuje: „O Boże, mamusiu, to straszne!”. Zasłania twarz rękami i bezradnie kiwa głową. Pewnie nie zapomni tego dnia do końca życia. Kurczy mi się serce — jeśli chcemy przeżyć, musimy uciec stąd jak najszybciej, jak najdalej. Ale nie docieramy daleko. Od strony wsi Fehebeutel [Wieśnica] przekopują się przez zaspy sowieckie czołgi i zaganiają uciekinierów z powrotem do miasta. Pędzą nas przed sobą jak stado bydła. Niektórzy porzucają ze strachu swoje wózki, czołgi rozjeżdżają je i miażdżą. W większości wypadków jest to cały dobytek tych ludzi. [...] Po jakichś dwóch godzinach znowu jesteśmy w domu.